11 sierpnia 2018

Chapter32 "Oprócz błękitnego nieba..."

-Nawet nie wiesz jak się cieszę- bordowy skakał z radości widząc swoją dawna miłość całkiem zdrową i silną lwicę.- Myślałem, że wtedy umarłaś, a więc jak to się stało że tutaj jesteś?- lew zadawał milion pytań na minutę. Brązowa jednak milczała też cieszyła się widząc swojego dawnego przyjaciela. Jednak miała pewne obawy, nie wiedziała czy lew nie zmienił się. Trochę się go bała. Nie mogła tego uczucia jakoś nazwać. Jej zielone oczy błyszczały w  świetle księżyca. Kovu wpatrywał się w nie. Tak bardzo brakowało mu Shemy.
- Wiesz, że cały czas o tobie myślałem- powiedział kładąc się na trawie a w jego ślady poszła Shema.
- Ja o tobie też i o naszej - lwica przerwała zamknęła ślepia i uroniła łzę.
- o Namie?- dokończył król. Westchnął smętnie i spojrzał w gwiazdy, które spokojnie migotały.
- Co u niej- spytała brązowa.
- No- lew nie wiedział co ma powiedzieć, ale musiał powiedzieć prawdę, nie mógł okłamywać.- Nama uciekła od nas- powiedział.
-Jak to uciekła!-lwica gwałtownie wstała z trawy- zostawiłam ją pod waszą opieką!
- Proszę daj mi wszystko wyjaśnić - lew po kolei opowiedział całą historię Namy. Nie mógł przy tym powstrzymać płaczu. Brązowa znów milczała nie wiedziała co ma powiedzieć lwu. Była na niego zła,że nie zajął się jej dzieckiem tak jak należy. Smętnie spojrzała na niego.
- Postaram się jakoś pomóc, ale nic nie obiecuję- powiedziała po dość długiej chwili milczenia.
- Zapraszam cię na Lwią Skałę poznasz moją rodzinę- zaproponował bordowy- z Kiarą nie porozmawiasz- zamartwił się.
- Kiara to silna lwica, wyjdzie z tego- zapewniła go.
- A więc ruszajmy.- lew zaprowadził bezpiecznie lwicę na skałę.
- Tato już miałam posyłać Zazu na twoje poszukiwania- z jaskini wyszła Shani - Znalazłeś ją!- krzyknęła uradowana- Chaka! Noa! Tata!...- lwica nie dokończyła zdania bo ojciec zakrył jej pysk łapą. Jednak za późno z jaskini wyszła większa część stada zbudzona krzykami księżniczki. Kovu się tego obawiał najbardziej. Jak wytłumaczy teraz stadu kim jest owa lwica. Chaka od razu zauważył, że lwica trochę inaczej wygląda niż jego siostra. Podszedł do lwicy i spojrzał jej w oczy.
- To nie Nama!- krzyknął po chwili- kogo tu przywlokłeś!- zawarczal
- Cisza!- król ryknął próbując uspokoić szepcące stado. Kovu był bardzo zdenerwowany uspokoił się jednak kiedy zobaczył stojącego przed wejściem do jaskini Simbę i Nale wiedział,że na nich może liczyć. Dawny władca Lwiej Ziemi podszedł do nowo przeprowadzonej lwicy i serdecznie się przywitał. Kovu przedstawił mu kto to jest, a złoty zaprosił do środka groty. Stado, które cały czas rozmawiało uciszyło się trochę. Po krótkiej chwili wszyscy udali się na swoje posłania. Oczywiście ci,którzy spali w środku jaskini musieli dziś nocować na zewnątrz, ponieważ w grocie toczyła się poważna rozmowa.
- Przepraszam, ale tą lwice, którą przyprowadziłem to nie jest Nama,ale jej prawdziwa mama. Nazywa się Shema.-bordowy przedstawił lwicę swojej rodzinie.
-Już tego wszystkiego nie pojmuję- Chaka chwycił się lapami za głowę- cały czas nas okłamywaliscie!
-Chaka daj spokojnie wyjaśnić swojemu ojcu, o co tu chodzi-upomniała go Nala.
Młody samiec chodził jednak cały czas w kółko i przeklinając cos pod nosem. Kovu też był trochę zakłopotany tą sytuacją.
- Wybaczcie że zrobiłam takie zamieszanie swoim przybyciem, ale doszły mnie słuchy, że moja córka ma kłopoty i chciałam jej pomóc.-wyjasniła Shema.
-Nic się nie stało- uśmiechnęła się Nala.- to miłe, że nie widząc córki tak długo postanowiłaś jej pomóc.
- Mam propozycję, udajmy się na spoczynek. To dla nas wszystkich był męczący dzień-zaproponował Simba.- a jutro znów porozmawiamy...

~~*~~
Następnego dnia pierwsza obudziła się Shani przeciągnęła się z gracją i ziewnęła. Rozejrzała po jaskini i jej wzrok zatrzymał się na Shemie.  Jakoś ta lwica nie przypadła jej do gustu, bo skąd jej tato tak od razu rozpoznał w niej matkę Namy? Przecież każda brązowa lwica mogła to samo powiedzieć. Przewróciła oczami i udała się na zewnątrz. Kiedy wyszła była zdziwiona bo ktoś wołał ją z dołu, spojrzała w dół i zauważyła swojego dobrego kolegę Leo, z którym dawno się nie widziała. Uśmiechnęła się i z radością zbiegła ze skały. 
- Witaj księżniczko- lew uśmiechnął się na widok lwicy.
- Hej- odparła krótko lwica - co się z tobą działo? Dawno mnie nie odwiedzałeś?
- A no wiesz, miałem kilka ważnych spraw. I nie chciałam wam teraz zawracać głowy. Przykro mi z powodu Namy- posmutniał lew.
- O to widzę, że cała Lwia Ziemia już o tym huczy- zezłościła się bordowa.
- Podobno uciekła na Złą.
- Szukaliśmy jej wszędzie,ale jakby zapadła się pod ziemię- zasmuciła się bordowa.
Beżowy podszedł do niej i delikatnie przytulił się do niej. Odkąd ją poznał bardzo mu się podobała i marzył aby kiedyś została jego żoną. 
- Wiesz znam fajne miejsce- zaśmiał się po chwili lew. Chciał rozweselić swoją przyjaciółkę.
- No nie wiem jakoś te słowa "fajne miejsce" nie kojarzy mi się zbyt dobrze- zamyśliła się.
- Oj daj spokój chodź!- lew chwycił lwicę za łapę i roześmiani udali się na spacer.

~~*~~
Tak na dobrą sprawę Shani nie pamięta kiedy ostatnio była gdzieś bez rodziców na spacerze. Było to dawno chyba. Zawsze ktoś z rodziny jej towarzyszył, a teraz była sama. No nie całkiem miała przy sobie swojego dobrego przyjaciela. Beżowy biegł przed lwicą co chwila oglądając się za siebie czy aby na pewno jego przyjaciółka za nim kroczy. Uśmiechał się do niej, albo rozśmieszał ją swoimi głupimi minami. Nie znała go z tej strony dobrze się czuła w jego towarzystwie.
- Daleko jeszcze?- zapytała- łapy mnie bolą- poskarżyła się.
- Nie ma problemu!- lew położył się na ziemi tuż obok księżniczki- no wskakuj!- zaprosił lwicę na swój grzbiet.
- Oszalałeś! To nie wypada księżniczce!-krzyknęła oburzona.
- No wieź! Tu nikogo nie ma- nalegał lew.
Lwica westchnęła rozejrzała się czy aby na pewno nikt ich nie obserwował. Delikatnie położyła się na lwie, objęła jego szyję delikatnie łapami aby go nie udusić. Trochę się zarumieniła. To nie wypadało królewskiej córce gdyby tylko zobaczył to jej tato dostała by solidne lanie.
- Trzymasz się mocno?- Zapytał Leo?
- Tak,chyba tak....
- No to jazda!!!!- zaśmiał się młody lew i z młodą lwicą na grzbiecie udał się w dalszą podróż.
Po długim biegu młody samiec dostał zadyszki. Chyba się przeliczył biorąc córkę Kovu na swój grzbiet, lwica była dość ciężka a jego kręgosłup długo jej ciężaru nie mógł znieść.
- Przepraszam młoda damo- sapał ciężko robiąc krótki odpoczynek- ale muszę odsapnąć.- łapał łapczywie powietrze niczym ryba wyciągnięta na powiesznię wody.
- Mówiłam, że to zły pomysł- pyskowała lwica schodząc z lwa - teraz pójdę już sama.
- To już nie daleko - dyszał lew- szkoda tylko, że dzisiaj jest pochmurno- Leo spojrzał w niebo, które było pokryte gęstymi szarymi chmurami- dobrze, że nie pada- uśmiechnął się tak szeroko, że było widać jego białe zęby.
Szli razem już powolutku nigdzie im się nie spieszyło. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Po jakimś kwadransie doszli do upragnionego celu. Przed nimi pojawiła się "zasłona" z lian, które lew zgrabnym ruchem łapy odsłonił. Oczom lwicy ukazał się piękny widok. Ujrzała bowiem piękną dużą łąkę okwieconą przeróżnymi kwiatami nad którymi latały kolorowe motyle i ważki.
- Jej jak tu pięknie- zapiszczała z zachwytu Shani- uwielbiała takie miejsca.Pobiegła radośnie na łąkę, wąchała kwiaty i łapała motyle. Czuła się jak mała lwiczka, która zapomniała o problemach i całym świecie. Dziękowała w duchu, że zgodziła się na ten spacer tego właśnie potrzebowała. Potrzebowała chwili dla siebie.
Leo znalazł najpiękniejszy kwiat i włożył lwicy za ucho. Ta radośnie się zaśmiała i polizała lwa po policzku.Wiedziała, że zakochała się w młodym lwie i to z nim chciała spędzić resztę swych dni, ale te informacje trzymała na razie w swoim sercu. Było zbyt wcześnie aby powiedzieć to młodemu lwu. Samiec siedział na niewielkim głazie i przyglądał się jak bordowa skacze i biega po łące. Był nią oczarowany.
- Leo tutaj jest pięknie!- zawołała do niego.
- Szkoda,  że nie świeci słońce wtedy łąka mieni się barwami tęczy od skrzydeł ważek.- wytłumaczył.
- I tak jest pięknie.
Po kilku godzinach spędzonych na zabawach w kwiatach lew i lwica zdecydowali się wracać na Lwią Skałę nie chcieli aby rodzice lwicy nie zamartwiali się o nią. Jakże wielkie było ich zdziwienie kiedy wychodząc z zarośli ujrzeli przed sobą młodego czarnego lwa z rozczochraną czerwoną grzywkę. Lew wydawał się na zdenerwowanego i wystraszonego.
-Wybaczcie, że was śledziłem- wyjąkał po chwili- Jestem Kifo- synem Tassaka i Kossy ze Złej Ziemi.
- Czego chcesz?!- zawarczał ostrzegawczo Leo i zasłonił swoim ciałem Shani obawiając się ataku na nią.
- Nie zrobię wam krzywdy, nie mam zamiaru- zapewniał- chciałem tylko porozmawiać z królem Kovu.
- Z moim tatą?- zdziwiła się Shani.
-Tak. Mam do niego bardzo ważną sprawę, sprawę na śmierć i życie.
- Dobrze, a więc szybko wracajmy- trójka lwów udała się w kierunku Lwiej Skały.

~~*~~
Shani była wkurzona tak piękna randka została zakłócona przez jakiegoś wyrzutka. Szczęśliwie i bezpiecznie dotarli na Lwią Skałę. Całe szczęście, że Kovu właśnie był na niej.
- Gdzie byłaś- zdenerwował się Kovu widząc córkę w towarzystwie dwójki lwów. Leona znał, ale tego czarnego nie.
- Kto to jest?- zadał kolejne pytanie i spojrzał z pode łba na czarnego.
- Mówi, że pochodzi ze Złej i ma do ciebie sprawę- wyjaśniła Shani i oddała głos Kifo.
- Jestem Kifo. Jestem synem Tassaka i - lew nie skończył się przedstawiać bo głośny ryk króla przerwał jego wypowiedź
- Jak śmiesz! wyrzutku włazić na mój teren!- Król lwiej krainy zezłościł się.
Z jaskini wyszli pozostali jej mieszkańcy zaniepokojeni krzykami, które wychodziły z zewnątrz.
- Tato to Kifo!- Do czarnego lwa podbiegła najmłodsza córka króla- Noa.
- Ty go znasz!- wrzasnął król.
- Yhym tak kilka razy spotkałam się z nim. On jest nie groźny- zapewniała.
Do Kovu natomiast podeszła Shema też chciała wiedzieć o co tyle znowu wrzasku.
- Dobrze co masz do powiedzenia?- Zapytał próbując się uspokoić bordowy lew.
- Wybacz królu, że cię zdenerwowałem. Wiem, że szukacie Namy. Mieszka razem z moimi rodzicami- wytłumaczył szybko bardzo źle się czuł w towarzystwie Lwioziemców gdyby nie Noa na pewno uciekłby stąd najszybciej jak tylko się da.
- Co??? Mówisz poważnie?- król zaryczał ze zdziwienia. Za dużo znów miał na głowie. Co dopiero zjawiła się Shema, Kiara nie odzyskała przytomności. A teraz jakiś sierściuch mówi mu, że wie gdzie jest jego córa.
- A co gorsza panie- młody samiec zamilkł.
- No co mów, że wreszcie!- ponaglał go król
- Planują wojną z waszym stadem za kilka dni. Tylko tyle wiem- dokończył swój monolog.
- Na Wielkie Duchy! Jeszcze mi wojny tu trzeba!!!- Kovu dostał ataku paniki. Dobrze, że Simba był znów w pobliżu i uspokoił młodego króla.
- Dziękujemy ci Kifo za ostrzeżenie, ale skąd mamy pewność że nas nie oszukujesz?- zapytał Simba.
- A jaki miałbym w tym interes. Nie zamierzam iść w ślady rodziców- prychnął nastolatek - muszę już wracać nie chcę aby rodzice zorientowali się ,że mnie długo nie ma- lew pożegnał się z Noą i razem z Kionem który został wskazany przez Simbę aby zaprowadził młodego lwa przed granicę.
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do tej wojny. Trzymajcie się- Kifo pożegnał się z Kionem, który udał się zpowrotem na Lwią Skałę.

~~~~~
Tadam! I kolejny post uff jak się cieszę. Jak widać nagła zmiana planów z randki trzeba szykować się na wojnę :D myślę, że w 40 rozdziale zakończę tą historię. No to do kolejnego rozdziału :)

1 komentarz:

  1. No to się dzieje :) Rozbawiłaś mnie tym "sierściuchem". Czekam z niecierpliwością na to jak się rozwinie ta cała sytuacja
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń